Frank Duff był skromnym, pełnym pogody ducha człowiekiem. Wiódł życie ciche, nie rzucające się w oczy – on, założyciel Legionu, utrzymujący kontakty z legionistami na całym świecie.
Śmierć jego była równie cicha jak i życie. Znaleziono go w łóżku ze skrzyżowanymi na piersi rękami, jak to zwykł był czynić modląc się. Wydawało się, że spał, że odszedł dopiero co, tak że wezwany niezwłocznie ksiądz udzielił mu jeszcze ostatniego namaszczenia. Tego dnia, przed południem na mszy pogrzebowej widziało go wielu przyjaciół i znajomych, i nikt nie zauważył żadnych oznak słabości, ani bliskiej śmierci. Śmierć przyszła w piątek, 7 listopada 1980 roku; był to pierwszy piątek miesiąca, poświęcony Sercu Jezusowemu.
Wiadomość o śmierci rozeszła się w przeciągu paru godzin po całym mieście, państwie, świecie. Tysiące ludzi przybywało do wystawionej w schronisku „Regina Coeli” otwartej trumny, aby pożegnać zmarłego. Kapłani odprawiali przy zmarłym msze w dzień i w nocy, bez przerwy, jedną po drugiej. Tak mijały dni aż do pogrzebu.
W uroczystościach pogrzebowych wzięło udział wiele świeckich i duchownych osobistości Irlandii (obecny był kardynał i prawie wszyscy biskupi). Tłumnie napływali wierni i wypełniali rozmodloną rzeszą ulice, którymi przeciągał kondukt. Przybyli przedstawiciele Legionu z całego świata. Panował smutek i żal, jak po odejściu ojca; jednocześnie w duszach ludzkich pojawiło się coś na kształt radości z powodu spełnienia. Słowa Pana, które zmarły często przytaczał dla wyrażenia wdzięczności wyróżniającym się legionistom, dźwięczały znowu w sercach — „Sługo dobry i wierny! Wejdź do radości twego pana” (Mt 25,21). Dopiero śmierć odkryła dla świata wielkość Franka Duffa, co podkreślił w swoim telegramie Ojciec Święty. Zdarzyła się raz i za życia taka chwila, gdy świat mógł przekonać się o jego wielkości.
Kardynał Suenens opowiadał o tym tak: „Wzruszające było pewne zdarzenie w czasie Soboru. Frank Duff przybył właśnie na czwartą rundę posiedzeń, gdy jeden z kardynałów wstał i powiedział: „Chciałbym żeby jeden ze świeckich obserwatorów nie pozostał niezauważony; cieszy mnie, że Frank Duff, założyciel Legionu Maryi jest obecny wśród nas”. Zebrani zgotowali Duffowi owację. Duff przyjął oklaski spokojnie, jak coś, co nie należało się jemu, lecz raczej cudowi łask Bożych, sprawionych poprzez Legion. Cechą charakterystyczną jego publicznych wystąpień było to pozostawanie w cieniu. Zdarzenie na Soborze było jedynym wyjątkiem od tej reguły.
Tak rozpoczyna się fascynująca historia o życiu i działalności założyciela Legionu Maryi. Zachęcamy do jej poznania.